
Izraelska armia przyznaje się do egzekucji medyków w Strefie Gazy.
Ostrzelany konwój był składany z różnych pojazdów, takich jak karetki pogotowia Palestyńskiego Czerwonego Półksiężyca, samochód ONZ i wóz strażacki lokalnej obrony cywilnej. Wydarzenia miały miejsce, gdy pojazdy zbliżyły się do żołnierzy w ciemnościach, co według strony izraelskiej było niebezpieczne, ponieważ nie posiadały one reflektorów ani migających świateł. Również przejazd konwoju nie został wcześniej uzgodniony z armią.
Początkowo izraelska armia twierdziła, że żołnierze otworzyli ogień, ponieważ podejrzewali, że członkowie służb medycznych należą do palestyńskiej grupy terrorystycznej Hamas. Jednakże, nie przedstawiono dowodów na to twierdzenie. Pojawiają się też inne relacje, wskazujące na to, że pojazdy były oznakowane i miały włączone światła.
Nagranie z telefonu komórkowego znalezionego przy jednym z zabitych pracowników medycznych pokazuje, że konwój jechał zgodnie z przepisami i nie było słychać, aby żołnierze ostrzegali przed otwarciem ognia. Nagranie to ujawnia brutalność ataku żołnierzy na pozornie bezbronnych ludzi.
Po incydencie żołnierze IDF zakopali ciała i pojazdy, co utrudniło znalezienie ofiar i ich pojazdów przez międzynarodowe organizacje, w tym ONZ. Dopiero po tygodniu ciała zostały odnalezione, a organizacje humanitarne domagają się niezależnego dochodzenia w tej sprawie.
Jedyny ocalały z ataku, ratownik medyczny Munther Abed, zaprzeczył jakimkolwiek powiązaniom z Hamasem i potwierdził, że ich pojazdy były oznakowane i miały włączone światła. Jego relacja potwierdza brutalność ataku oraz nieuzasadnione działania żołnierzy wobec cywilów.
Cała sprawa wymaga dokładnego zbadania, aby wyjaśnić okoliczności tego tragicznego zdarzenia. Wszystkie strony muszą współpracować, aby zapobiec podobnym incydentom w przyszłości oraz aby sprawiedliwość została w pełni uczyniona.
Zdjęcie główne artykułu pochodzi ze strony tvp.info.