Rozrywka

Jakub Sośnicka o życiu i sukcesie: „Trzeba popełniać błędy, żeby w pełni żyć”

Zdzisława Sośnicka podkreśla, że przez wiele lat praca była jej życiem. – Moje życie było bardzo proste, a zawód, który wykonywałam był zawodem fizycznym. To było podnoszenie ciężarów, „fruwanie”, które zabijało mnie wręcz – podkreśliła. Dodała, że to był wysiłek fizyczny i psychiczny. – Mnie nikt nigdy nie pytał, na czym polega nagrywanie płyty. W czasach PRL-owskich przestawałam pracować, odmawiałam koncertów. Kiedy zaczynałam nagrywać, to już nie pracowałam – zdradziła piosenkarka.

Podkreśliła, że teraz jej kosmos jest na wsi na Mazowszu, gdzie mieszka. – Nie ma tam świateł Warszawy, jest ciemno. To jest nad Pilicą. Niebo jest po prostu fantastyczne, zupełnie inne niż w Australii, której niebo też mnie fascynowało – przyznała.

Nie odmówiła Stuligroszowi

Czy ktoś powiedział jej taką życiową mądrość, która wpłynęła na jej życie? – Mnóstwo ludzi rozmawiało ze mną w sposób absolutnie szczery. To były zdania, które zapadały we mnie i dawały do myślenia – powiedziała.

Przyznała, że taką osobą był Stefan Stuligrosz, twórca „Poznańskich Słowików”, który podczas egzaminu wstępnego namówił Sośnicką, aby studiowała na jego wydziale i została dyrygentką zamiast pianistką. – Nie wyobrażałam sobie, że mam nie grać na fortepianie, tylko dyrygować u niego, ale powiedział, że mnie widzi jako dyrygenta i zgodziłam się. Nie zrezygnowałam, bo fascynacja zawodem w jego wykonaniu była potężna i tego się nie zapomina – podkreśliła.

Gdyby mogła przenieść się w czasie, co powiedziałaby Zdzisławie Sośnickiej z lat osiemdziesiątych? Co powinna zrobić inaczej? – Niczego. Wszystkie błędy trzeba popełnić, żeby żyć. Popełniałam wiele błędów w swoim życiu, ponieważ szłam przed siebie nie zważając na to, że będę płacić za to ogromną cenę – odrzucenia, nieakceptacji – przyznała.

Przyznała, że nie chce niczego żałować w życiu.

Po kim ma latynoską urodę? – Nie wiem, skąd. Nawet pytałam tatusia. Jestem jego córeczką, w sensie wyglądu. Był szatynem, dość ciemnawym. Miał błękitne oczy. Ja byłam troszkę ciemniejsza, ale nie byłam nigdy czarna, tylko kasztanowa – przyznała.

„Kocham to miejsce”

Sośnicka przyznała, że pomysł zakończenia kariery przyszedł pod koniec 2007 roku. – To był koncert w Sali Kongresowej, z dużą orkiestrą. Śpiewałam sześć albo siedem utworów, wszystkie te największe. Sala wstała i wtedy pomyślałam sobie: „to może już koniec?”. To był chyba listopad albo początek grudnia 2007 roku. Potem już nawet nie próbowałam marnych (koncertów) z aparaturą do przemówień. Czy mi żal? Nie. To było postanowienie i wiedziałam, że się nie mogę złamać – zdradziła.

Mimo zakończenia kariery scenicznej, artystka nie narzeka na brak zainteresowania. Nadal otrzymuje propozycje występu na festiwalach. – Jednak głos jest żywą materią. Żeby wystąpić ze Zbyszkiem Wodeckim w 2017 roku na jego jubileuszu w Poznaniu, trenowałam cztery miesiące, żeby zaśpiewać pięć piosenek. I nie wiedziałam, czy wyjdę i zaśpiewam. Zbyszek przyjechał na próbę, wiedział, że jest mi ciężko, ale się zgodziłam, dałam słowo i zagram. Powiedział: „jest dobrze, czego ty się przejmujesz?” Tak rzeczywiście było, ale przypłaciłam to zdrowiem – dodała.

Czego by sobie życzyła? – Być w domu, bo kocham to miejsce. Myślałam, że zawsze będę wędrowcem, codziennie będę wyjeżdżać do innego miasta i nigdy się nie nauczę, że gdzieś jest moje genialne miejsce. No i się znalazło to miejsce, a ja, która nigdy w życiu nie zajmowałam się ogrodem, urządziłam ogród tak, jak sobie go wymyśliłam, nawet go wymodelowałam, żeby było śmieszniej – podsumowała.
Zdjęcie główne artykułu pochodzi ze strony tvp.info.

Pokaż więcej

Stowarzyszenie Ochrony Biznesu

Stowarzyszenie Ochrony Biznesu zrzesza ze sobą osoby prywatne oraz firmy. STO prowadzi strony MojPrawnik24.pl oraz Ekonomia365.pl

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *