Maja Komorowska o tragicznej śmierci Grzegorza Przemyka – „Basia opowiadała, jak umierał”
Grzegorz Przemyk został zatrzymany przez milicję w maju 1983 roku w Warszawie, podczas gdy świętował zdaną maturę z kolegami na placu Zamkowym. Okrutnie pobity przez milicjantów w pobliskim komisariacie, zmarł w szpitalu w wyniku ciężkich urazów jamy brzusznej. Ta tragedia wstrząsnęła nie tylko jego rodziną, ale także społecznością, budząc falę solidarności i protestów przeciwko represjom władzy.
Kiedy Barbara Sadowska, matka Grzegorza, została przyprowadzona nad morze przez księdza Jerzego Popiełuszkę do Domu Zmartwychwstańców, aby spotkać się z Mają Komorowską, która przeżyła podobną tragedię, obydwie kobiety podzieliły się swoim bólem i żalem. Barbara opowiadając o agonii swojego syna, dbała o to, by pozostać silna i wierzyć, że może jeszcze odnaleźć się z nim w zaświatach. Mimo traumy, Maja Komorowska zachowała w sobie nadzieję, wierząc w to, że każdy dzień daje szansę na poprawę, na zmianę i na odnalezienie samego siebie.
W rozmowie o wierze w Boga, Maja Komorowska podkreśliła, że wiara nie powinna ograniczać, ale raczej otwierać przestrzeń na dobro i nadzieję. Wyznając, że każdy człowiek, niezależnie od wiary, ma w sobie potencjał do uratowania drugiego człowieka, podkreśliła potrzebę obrony człowieczeństwa i autorytetów, które są fundamentem naszego społeczeństwa.
Każdy z nas, wierzący i niewierzący, ma obowiązek chronić i wspierać siebie nawzajem, budować relacje oparte na szacunku i miłości, aby nasze życie miało sens i wartość. Jesteśmy wszyscy częścią jednego wielkiego puzzle, które tworzy naszą ludzką naturę, naszą zdolność do empatii i współczucia. W obliczu tragedii i cierpienia, ważne jest, abyśmy nie tracili wiary w dobro i w możliwość zmiany, bo właśnie w tym tkwi nasza nadzieja i nasza siła.
Zdjęcie główne artykułu pochodzi ze strony tvp.info.